Amerykański zespół Grateful Dead jest jednym z moich
ulubionych wykonawców muzyki rockowej. W czasach PRL nigdy nie był w Polsce
specjalnie popularny, ale na pewno był znany w środowisku hipisów, a także
obeznanych z muzyką dziennikarzy. Wśród tych ostatnich nie był jednak jakimś
ulubieńcem, bo w ówczesnych audycjach Polskiego Radia jego albumy prezentowano
jedynie z rzadka.
Ta amerykańska grupa istniała w latach 1965-1995 i w okresie
swego istnienia przygotowała trzynaście albumów studyjnych z nowym materiałem
oraz czternaście albumów koncertowych. Ta wielka ilość albumów koncertowych nie
była przypadkowa i wynikała z tego, że w przeciwieństwie do wielu innych
wykonawców zespół ten najpełniej realizował się na koncertach. Jego płyty
studyjne były zaledwie szkicami, które grupa rozwijała do pełnowymiarowych
dzieł malarskich dopiero podczas bezpośredniego zetknięcia z publiczności na
koncercie. Nie przypadkowo więc za jej najlepsze płyty uważa się albumy
koncertowe. Pierwszym z nich był legendarny „Live/Dead” z 1969 r. – jedna z
moich ulubionych płyt.
Po raz pierwszy z opisem twórczości zespołu Grateful Dead
spotkałem się dzięki prezentowanemu tutaj artykułowi o tej grupie w „Magazynie Muzycznym” z
maja 1980 r. Przygotował go młody jeszcze wówczas dziennikarz muzyczny Wiesław
Weiss. Byłem zachwycony tym tekstem i zaintrygowany twórczością Grateful Dead,
choć w tamtym czasie nie znałem ani jednego nagrania tego zespołu. Ważne jest
to, że omawiany tutaj tekst zainspirował mnie do poszukiwania jego nagrań, co niekiedy przynosiło komiczne konsekwencje. Mam nadzieję, że kiedyś
to opiszę w osobnym poście.
Uważam, że to jeden z najlepszych tekstów muzycznych jakie
niegdyś ukazały się na łamach magazynu „Jazz”, w owym czasie przemianowanego na
„Magazyn Muzyczny”. To także najlepszy opis historii i twórczości Grateful Dead
jaki ukazał się w prasie muzycznej PRL. W zasadzie do chwili obecnej nie ma
równie dobrego tekstu o tym zespole. Przykro to powiedzieć, ale nie licząc
jednego opisu z „Tylko Rocka opublikowanego w latach 90. XX w. żadna inna z
polskich gazet muzycznych aż do chwili obecnej nie poświęciła tej grupie
należytej uwagi.
Masz rację Damianie. Pukałem do różnych wydawnictw muzycznych i oferowałem im swoje recenzje wszystkich płyt GD, niestety żaden periodyk muzyczny nie zainteresowal się tym. Jedynie (albo aż) jeden portal Artrock.pl podjął ze mną współpracę, co cieszy bardzo. A zespół mój numer jeden od 41 lat. Własnie przygotowuję ich historię na konferencje muzyczną jesienną w Tułowicach (opolskie). Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń