wtorek, 30 października 2018

Patti Smith - biografia artystki w magazynie „Jazz. Rytm i Piosenka” z IX 1976 r.

 
We wrześniu 2016 r. Patti Smith obchodziła swoje 70 urodziny, czyli praktycznie jest już babcią. Pierwszym opracowaniem jakie ukazało się na temat tej artystki w prasie muzycznej PRL był artykuł Andrzeja Kutyłowskiego pt.: „Patti Smith” opublikowany w magazynie „Jazz. Rytm i Piosenka” we wrześniu 1976 r. Artystka ta miała wówczas 30 lat.

Faktycznie jej sceniczne imię Patti to przydomek, bo nazywa się Patricia Lee Smith, ale autor powyższego artykułu nie mógł o tym wiedzieć, bo nie miał dostępu do takich informacji.
 W czasie gdy Kutyłowski pisał ten tekst Patti Smith miała w dorobku zaledwie jednego singla i jeden album „Horses” (1975 r.). Już wówczas uważany był za ważny, a obecnie postrzegany jest jako przełomowy. Jego przełomowość polegała na odwołaniu się do korzeni rocka and rolla a tym samym wpisujący się w jedno ze źródeł muzyki punk.

Obecnie Patti Smith jest już weteranką, matką, żoną, wdową ale ciągle osoba twórczą. Na koncie ma obecnie 11 albumów, z których najważniejszym wciąż pozostaje album „Horses”. Do jej największych osiągnięć zalicza się także trzy kolejne albumy z końca lat 70.: „Radio Ethiopia” (1976), „Easter” (1978) i „Wave” (1979), a z ostatnich lat album „Trampin’” z 2004 r.

Podobnie jak w innych przypadkach po raz pierwszy z tym tekstem zetknąłem się na początku lat 80.  dzięki pożyczonemu rocznikowi magazynu "Jazz" z 1976 r. Dopiero pod koniec lat 80. kupiłem ten rocznik w jednym z antykwariatów.

Czytając ten artykuł musimy pamiętać, że ma on już ponad 40 lat, a więc od jego napisania upłynęło już sporo czasu. O tyle też lat jesteśmy starsi i mądrzejsi - czy głupsi - jak kto woli.

niedziela, 28 października 2018

Procol Harum wczoraj i dziś - artykuł "Jazz. Rytm i Piosenka" nr 3 z III/1976 r.


Brytyjski zespół Procol Harum jest jednym z klasyków tzw. symfonicznego rocka, a więc muzyki łączącej rocka z elementami muzyki klasycznej. Głównym źródłem inspiracji dla tego zespołu była muzyka epoki baroku, a w szczególności Jana Sebastiana Bacha.

Początki tej grupy sięgają 1959 r., ale pod nazwą Procol Harum występowała dopiero od 1967 r. Wtedy też powstała spółka autorska: Gary Brooker (kompozytor muzyki) i Keith Reid (teksty) odpowiedzialna za większość sukcesów zespołu. Grupa ta wielokrotnie zmieniała skład, ale zawsze na jego czele stał grający na pianinie wokalista Gary Brooker.

Obok niego i Reida klasyczny skład grupy w latach 60. tworzyli: Robin Trower (gitara), Matthew Fisher (organy), Dave Knights (gitara basowa), B.J. Wilson (perkusja). W  latach 70. Trowera zastąpil na gitarze Mick Grabham, Fischera na organach Chris Copping, a Knighta na basie Alan Cartwright.

W latach 1967-1977 grupa nagrała i wydała w sumie dziewięć płyt studyjnych i jedną koncertową. Wśród nich przynajmniej trzy należy uznać za kanoniczne dla gatunku zwanego rockiem, dwie studyjne: "Procol Harum" (1967) i "Grand Hotel" (1973) i koncertową "Procol Harum Live In Concert with the Edmonton Symphony Orchestra" (1972).

We wrześniu 1975 r. ukazał się jej ósmy album studyjny "Procol's Ninth" (a dziewiąty w ogóle, stąd tytuł), powszechnie uznawany za mniej udany, choć zawierający jedno z klasycznych nagrań grupy, bardzo zresztą udaną kompozycję "Pandora's Box". Płytę tę wydały na licencji wytwórni Chrysalis także Polskie Nagrania i to już w 1975 r. W Polsce album ten ukazał się z trzema różnymi labelami: czarnym, czerwonym i niebieskim.

Wydanie tej płyty w Polsce pamiętam doskonale, choć nie interesowałem się wówczas muzyką, nie miałem o niej pojęcia i nie doceniałem muzyki tak wówczas dla mnie dziwnej i obcej jak twórczość Procol Harum. Pamiętam to dlatego, że mój Ojciec kupił tę płytę, bo mieliśmy nowy gramofon, więc trzeba było na nim co puszczać, miał taką okazję i chciał być na czasie. Moja Mama była bardzo zła, bo płyta ta kosztowała 120 ówczesnych złotych. Było to znacznie mniej niż cena oryginalnego wydania tego albumu, ale w Polsce było to prawie sto procent więcej niż cena każdej innej wydawanej wtedy w naszym kraju płyty winylowej.

Niestety, w tym czasie nikt z naszej rodziny nie był przygotowany na słuchanie tej dość trudnej w odbiorze muzyki. Z tego powodu płyta ta leżała gdzieś tam na stosie innych nie słuchanych płyt i czekała na lepsze czasy. Graliśmy ją tylko wówczas, gdy chcieliśmy jakiemuś naszemu gościowi pokazać dziwną muzykę jaka grają na "Zachodzie".

Wydaje się, że wydanie tej płyty nad Wisłą nie było przypadkowe, gdyż w lutym 1976 r. zespół Procol Harum dał serię koncertów w naszym kraju. W ten sposób grupa ta stała się jednym z niewielu liczących się zachodnich wykonawców rockowych jacy występowali na żywo w Polsce okresu PRL-u. Przy okazji tego tournee ukazał się ten przedstawiony tutaj artykuł w magazynie "Jazz. RiP" przybliżający polskiemu melomanowi biografię i twórczość tego zespołu.

Czytając ten tekst Andrzeja Kutyłowskiego należy pamiętać, że od opisywanej trasy koncertowej tej grupy w Polsce minęło ponad 40 lat, a lider tej grupy Gary Brooker ma ponad 70 lat.

czwartek, 25 października 2018

Rock And Roll, czyli co nam zostało z tych lat... - artykuł Michała Morawskiego z magazynu "Jazz Rytm i Piosenka" nr 3/1976 r.


Gdy w 1980 r. zaczynałem swoją przygodę z muzyką praktycznie nie miałem możliwości na zgłębienie głodu wiedzy o swej ulubionej muzyce w fachowej prasie, bo taka praktycznie w Polsce PRL nie istniała. Całą swoją wiedzę czerpałem więc z konieczności z rubryk muzycznych w krajowej prasie młodzieżowej, m.in. ze "Świata Młodych" a zwłaszcza z tygodnika "Razem". Brakowało mi jednak bardziej rzetelnej wiedzy i całościowego spojrzenia na ówczesną muzykę młodzieżową.

W tamtych zamierzchłych czasach w Polsce praktycznie dostępne dla zwykłego śmiertelnika były tylko trzy periodyki typowo muzyczne: dwa wydawane przez Polskie Stowarzyszenie Jazzowe: "Jazz" i "Jazz Forum", a także magazyn "Non Stop" będący dodatkiem do "Tygodnika Demokratycznego". Z tych trzech gazet praktycznie znałem tylko tę pierwszą. Stało się to możliwe dzięki kuzynowi Franciszkowi K. który pewnego letniego dnia w 1980 r. zdołał wypożyczyć od jednego z kolegów, ze szkoły do której chodził, kilka oprawnych roczników tego pisma z lat 1976-1979.

Wybłagałem wówczas u niego aby mi je czasowo wypożyczył, bo także chciałem je przejrzeć i poczytać. Byłem zachwycony a jednocześnie rozczarowany, bo większość treści dotyczyła muzyki jazzowej i to jeszcze opisywanej z punktu widzenia fachowców, czyli pod względem muzykologicznym i organizacyjnym. Oczywiście pismo to było stosunkowo niewielkie pod względem ilości stron a dodatkowo wyłącznie czarno-białe, ale to był wówczas standard w PRL. Na kolor mogły sobie tylko pozwolić pisma mile widziane przez władze, a do takich na pewno "Jazz" nie należał.

Nie tylko wielokrotnie przeczytałem wówczas każdy znajdujący się tam tekst dotyczący muzyki rockowej, ale także te najważniejsze przepisałem słowo w słowo. Żeby była jasność, przepisałem ręcznie, długopisem w grubym zeszycie, bo o przepisaniu na maszynie mogłem wówczas jedynie pomarzyć. Właściwie nie przyszło mi to nawet do głowy, bo urządzenie to, czyli maszyna do pisania, było ściśle reglamentowane w okresie PRL (władze uważały że może być wykorzystane do szkalowania ustroju itp.).

Jednym z artykułów jakie zrobił wówczas na mnie duże wrażenie był tekst Michała Morawskiego pt.: "Rock & Roll czyli co nam zostało z tych lat..." opublikowany w nr 3 z 1976 r. wspomnianego czasopisma. Przypominając o obchodach 20 rocznicy powstania rock and rolla ma świecie w 1975 r. przypomniał sylwetki sześciu najwybitniejszych przedstawicieli tego gatunku. Do swego opisu wybrał trzech białych muzyków: Bill Haley, Elvis Presley, Jerry Lee Lewis i trzech czarnych: Fats Domino, Little Richard i Chuck Berry.

W tekście Morawskiego jakby znaczenie i proporcje zostały nieco zachwiane, bo to raczej Chucka Berre'go należałoby uznać za najważniejszego przedstawiciela wczesnego rock and rolla, a tutaj został on opisany na końcu. Kilku innych w ogóle pominięto, np. uwielbianego na Zachodzie Buddy Holly'ego.

Dzisiaj wiemy, że biali tylko ukradli tę muzykę czarnym, którzy grali rock and rolla już od lat 40. XX w., ale nie mogli się z tym repertuarem przebić do głównego nurtu muzyki światowej zdominowanego przez białych. Wówczas nosiła ona nazwę rhythm and bluesa i była muzyką typowo rasową, a więc zamkniętą w gettcie czarnej publiczności.

Dopiero w połowie lat 50. XX w. Elvis i inni uczynili z niej muzykę białych. Dokładniej rzecz biorąc chodziło o młodych białych dzieciaków z dobrze sytuowanych domów na amerykańskich przedmieściach. Byli oni znudzeni martyrologią starszego pokolenia i szukali nowych podniet nieznanych wcześniej starszemu pokoleniu.

W tym kontekście narodziny rock and rolla wpisywały się więc w ogólne przemiany kulturowe Ameryki lat 50., XX w., kiedy jej obywatele wzbogaceni na II wojnie światowej mogli przeznaczyć więcej pieniędzy i czasu na wypoczynek i rozrywkę.

Czytając ten tekst pamiętajmy, że opublikowano go 40 lat temu, a więc znacznie więcej niż ćwierć wieku, a to przecież kawał czasu, choć mniej niż pół wieku. Przez ten czas rock and roll z fanaberii młodych, za jaką go wówczas uważano, stał się już dawno ważnym elementem kultury muzycznej w większości cywilizowanych państw świata.

niedziela, 21 października 2018

O czym będzie ten blog?


Ten blog będzie prezentował wybrane wycinki z prasy muzycznej wydawanej w Polsce w okresie PRL. Najczęściej same wycinki, ale niekiedy też z moimi autorskimi komentarzami.

Polska prasa muzyczna w okresie PRL pod względem ilości, treści i formy była więcej niż skromna. Prasa ta powstała wraz z upowszechnieniem się nowych nurtów muzyki rozrywkowej na świecie i w Polsce. A więc najwcześniej powstała prasa jazzowa, w której z biegiem czasu stworzono rubryki poświęcone innym rodzajom muzyki popularnej: bluesowi, soulowi, rockowi itp. Pierwszym, a zarazem ostatnim, ściśle rockowym magazynem w Polsce okresu PRL, był "Magazyn Muzyczny". Czasopismo to wydawano w latach 1983-1991 i  - zwłaszcza na początku - wiele miejsca poświęcano w nim także na inne gatunki muzyki, m.in. country i zwykłą piosenkę.

Z powodu izolacji kraju na arenie międzynarodowej i zwykłej biedy ówcześnie dziennikarze muzyczni mieli bardzo utrudniony dostęp do informacji ze świata muzyki popularnej. Z tego powodu często z konieczności zmuszeni byli do korzystania z materiałów z tzw. drugiej ręki, a więc wydawanej na Zachodzie prasy muzycznej i różnego rodzaju encyklopedii muzycznych. W wyniku takiego podejścia przygotowywane przez nich artykuły do polskiej prasy muzycznej nosiły piętno wtórności, ale nie zawsze, gdyż pojawiały się także w pełni oryginalne opracowania. 

Pomimo opisanych wcześniej dosyć istotnych wad dla większości ludzi żyjących w tamtym czasie w Polsce, polska prasa muzyczna była jedynym źródłem informacji o muzyce w Polsce i na świecie. Wydawane wówczas w naszym kraju czasopisma muzyczne były wówczas bardzo trudno dostępne. Działo się tak nawet pomimo ich dość wysokich nakładów, stąd dla wielu - w tym dla mnie - były one niedostępna. Obecnie posiadanie tego rodzaju prasy nie jest już żadną atrakcją i w większości zamieszone w niej teksty są zapomniane. W prasie tej swoją drogę zawodową rozpoczynało w wielu znanych później dziennikarzy muzycznych.

Moim celem jest przypomnienie za pośrednictwem tego bloga jak wyglądał świat muzyki popularnej w świetle oficjalnej prasy muzycznej PRL.

W załączniku kolaż okładek pism muzycznych wydawanych w Polsce okresu PRL