środa, 17 lipca 2019

Rockowe obrachunki z rockiem – artykuł z magazynu „Jazz. Rytm i Piosenka” z XII 1976 r.


Artykuł ten, przygotowany przez Kamila Sipowicza, jest próbą omówienia najważniejszych płyt i wydarzeń jakie miały miejsce w muzyce rockowej w 1976 r. Opracowanie to pochodzi sprzed 40 lat i dzisiaj wydaje się anachroniczne oraz śmieszne, bo dzięki Internetowi i licznym publikacjom o muzyce wydanym także w naszym kraju, jego zredagowanie teraz byłoby znacznie prostsze. Ale wówczas nie była to prosta sprawa i Sipowicz był jednym z nielicznych ludzi w Polsce, którzy mogli się podjąć przygotowani takiego tekstu, a co najważniejsze – zrobił to dobrze.

Oprócz omówienia wybranych nowych płyt jakie ukazały się w 1976 r. Autor zwrócił tym tekstem uwagę na dwa zjawiska: na narastającą z każdym rokiem popularność muzyki reggae oraz narodziny punk rocka. W tym pierwszym wypadku chodziło o wielki sukces komercyjny i estradowy zreformowanego The Wailers Boba Marleya (album „Rastaman Vibration”), ale już bez Bunny Wailera i Petera Tosha, którzy rozpoczęli udane kariery solowe. Szczególnie interesujący był zwłaszcza debiut solowy tego drugiego – „Legalize It”. W wypadku wciąż mało znanej i docenianej także na Zachodzie muzyki punk był to czas pierwszych sukcesów estradowych i nagraniowych zespołów: Sex Pistols, The Clash, The Ramones i Blondie, a więc czterech najważniejszych grup ery wczesnego klasycznego punk rocka.

Nawiasem mówiąc omawianie osobnego stylu jakim jest reggae przy okazji płyt rockowych też było czymś charakterystycznym dla tamtych czasów.

Był to też rok powstania wielu znanych później grup punkowych, m.in. The Jam, The Cure, Joy Division, US, The Damned, ale też rozpadu starych zespołów kojarzonych z miniom okresem w muzyce, m.in. Grand Funk Railroad, Deep Purple, Soft Machine, i Mahavishnu Orchestra.

Starzy wykonawcy trzymali się jednak ciągle mocno wydając bardzo dobre albumy, m.in. David Bowie – „Station To Station”, Rainbow – „Rising”, Bob Dylan – „Desire”, Van Der Graaf Generator – „Still Life”, Camel – „Moonmadness”, Genesis – „A Trik Of The Tail”, Electric Light Orchestra – „A New World Record”, Kansas – „Leftovertoure”, Klaus Schulze – „Moondawn”, Queen – „A Day Of The Races”, Tangerine Dream – „Stratosfear”, Vangelis – „Albedo 0,39”, Peter Baumann – „Romance’76”, Led Zeppelin – „Presence”, Frank Zappa – „Zoot Allures”, Kiss – „Destroyer”, UFO – „No Heavy Petting”, Steely Dan – „The Royal Scam”, Thinn Lizzy – Johnny The Fox”, Scorpions – „Virgin Killer”, Blue Öyster Cult – „Agents of Fortune”, The Eagles – „Hotel California”, Joni Mitchell – „Heijra”. W tej grupie znalazły się także wybitne płyty koncertowe, np. Lynyrd Skynyrd – „One More From the Road”, Renaissance – „Live at Carnegie Hall”, Led Zeppelin – „The Song Remains the Same”.

Intrygowały albumy nowych wykonawców m.in. Jean Michela Jarre’a – „Oxygene” (pierwszą płytę wydal już wcześniej, ale te nagrania nie były szerzej znane), Boston – „Boston”, The Alan Parsons Projet – „Tales Of Mystery And Imagination”, Brand X – „Unorthodox Behaviour”, AC/DC – „Dirty Deeds Done Dirt Cheap”, Tom Petty and The Heartbreakers – „Tom Petty and The Heartbreakers”.

Był to też dobry rok dla awangardy rocka, gdyż ukazały się wówczas m.in. następujące albumy: Henry Cow – „Concerts”, Heldon – „Agneta Nilsson” oraz „Un reve sans conséquence spéciale”, Daevid Allen & Euterpe – „Good Morning”, Magma – „Üdü ?üdü”, Art Zoyd 3 – „Symphonie pour le jour ou bruleront les cités”, Stormy Six – „1789 / Carmine”.

Na końcu swego z konieczności dość krótkiego artykułu Autor przytoczył kilka danych na temat rankingu wybranych wykonawców według ocen z brytyjskiego magazynu muzycznego „Melody Maker” (pismo to zignorowało istnienie muzyki punk i słono za to zapłaciło).

Największą wadą tego podsumowania muzycznego za rok 1976 było to, że nie wzbogacono go choćby tylko jedną ilustracją. Ale to też było symptomatyczne. O ile można było jeszcze napisać jakiś tekst w oparciu o zachodnie źródła, to znacznie trudniej było pozyskać materiał ilustracyjny do danego tematu.

poniedziałek, 8 lipca 2019

USA: jazz wraca do łask – „Jazz. Rytm i Piosenka” z XII 1977 r.


To bardzo ciekawy artykuł Jerzego Rzewuskiego nt. odrodzenia jazzu jakie stopniowo dokonywało się w Stanach Zjednoczonych pod koniec lat 70. Do końca lat 50. jazz był dominującym gatunkiem muzyki dla młodych. Ten stan rzeczy zmieniły narodziny rock and rolla, a następnie gwałtowny rozwój muzyki rockowej w latach 60 i 70. To właśnie wówczas stała się ona dominującym gatunkiem muzyki popularnej słuchanej przez młodych.

Z tego powodu lata 70. XX w. nie były dobrym okresem dla muzyków jazzowych, którzy sprzedawali coraz mniej płyt, a na ich koncerty chodziło coraz mniej ludzi. Oczywiście przekładało się to na znaczący spadek ich dochodów. Podobne zjawiska wystąpiły także w innych mniej popularnych gatunkach muzyki, np. w bluesie i folku. W niektórych wypadkach, jak w przypadku folku, muzyka rockowa o mało co nie zabiła go w tamtym czasie prawie zupełnie.

I to wszystko i jeszcze więcej opisuje właśnie J. Rzewuski w powyższym artykule. Pisze on tam także o odrodzeniu jazzu m.in. na przykładzie rewelacyjnej sprzedaży płyt „The Köln Concert” Keitha Jarretta, czy „Breezin” Georga Bensona. Przy tej okazji trzeba jednak powiedzieć, że faktyczne odrodzeni akustycznego jazzu nastąpiło dopiero na początku lat 80. m.in. za sprawą sukcesów rynkowych takich muzyko jak bracia Marsalis.