wtorek, 24 grudnia 2019

Brytyjski rock A.D. 1978 - magazyn "Jazz" z IX 1978 r.




Artykuł Jerzego Rzewuskiego prezentuje brytyjską scenę muzyczną pod koniec 1978 r. Na podstawie doświadczeń własnych oraz analizy magazynu "Melody Maker" (a przypuszczalnie i innych brytyjskich periodyków muzycznych z tamtej epoki) Autor informuje polskiego Czytelnika o tym, że wbrew rewolucji punkowej na brytyjskim rynku muzycznym koegzystują obok siebie na równych prawach dawne dinozaury rocka w rodzaju Pink Floyd, Yes, czy Jethro Tull z punkowcami, np. The Stranglers, artystami raggae np. Bob Marley i The Wailers, muzyką pop np. Abba, nową falą, np. Elvis Costello, a nawet disco np. Bee Gees.

Większość artykułu poświęcona jest jednak analizie powodów jakie doprowadziły do eksplozji muzyki punk w Wielkiej Brytanii. Dla Autora, tak jak dla wielu innych analityków ówczesnej sceny muzycznej, punk był powrotem do korzeni muzyki rockowej zatraconych w wydumanej muzyce nurtu tzw. symfonicznego rocka tworzonej wykonawców w rodzaju Emerson Lake & Palmer, Pink Floyd, czy Yes. Wszystkich ich nazywano pogardliwie dinozaurami rocka. Ich cechą wspólną było oderwanie od problemów dnia codziennego, wydumane długie solówki i wszystko to, co nie było klasycznym rock and rollem wymyślonym w latach 50. w USA. 

Gdy czytałem ten tekst w młodości, to nie licząc kilka najbardziej znanych zespołów, np. Pink Floyd, to praktycznie nie znałem ani jednego, poza może Sex Pistols, z wymienionych w tym artykule nowych wykonawców.

środa, 11 grudnia 2019

Captain Beefheart. „Chce wyć jak wilkołak” – artykuł w magazynie „Jazz" z VIII 1978 r.

 
Captain Beefheart (Kapitan Wołowe Serce) to pseudonim artystyczny Dona Van Vlieta (1941-2010), amerykańskiego muzyka, kompozytora, wokalisty, ale także poety i malarza. Od najmłodszych lat wykazywał się ponadprzeciętnymi zdolnościami plastycznymi, m.in. stworzył rzeźby już wówczas umieszczone na lokalnej galerii. W wieku 13 lat wygrał konkurs na studia rzeźbiarskie w Europie, ale jego Rodzice nie zgodzili się na wyjazd uważając artystów za homoseksualistów. Z tego powodu przenieśli się z Los Angeles do Landcaster na pustyni Mojave.

Podczas nauki w szkole średniej w Antelope Valley zainteresował się muzyką, a zwłaszcza pierwotnym wiejskim bluesem i free jazzem, m.in. Ornettem Colemanem i Cecilem Taylorem. W 1956 r. w do Landacster przeprowadziła się też rodzina Zappów. W takich okolicznościach Don Van Vliet poznał Franka Zappę z którym pod koniec lat 50. zaczął tworzyć wspólną muzykę. W późniejszych latach drogi obu muzyków się rozeszły, ale zawsze ostatecznie ponownie się spotykali i nagrywali – już jako uznane gwiazdy - nowe nagrania i płyty.

W ciągu swej kariery Don Van Vliet nagrał i wydał kilkanaście płyt studyjnych. Przeważnie sygnował je pseudonimem Captain Beefheart and His Magic Band. Przynajmniej trzy z jego albumów uważane są za arcydzieła: „Safe As A Milk” 1967), „Trout Mask Replica” (1969) i „Doc At The Radar Station” (1980). Wszystkie jego płyty zawierały bardzo oryginalną muzykę, ale przeważnie też dość trudną w odbiorze. Była to mieszanka wiejskiego bluesa, rocka i free jazzu uzupełniona o teksty równie oryginalne co sama muzyka. Z tego powodu jego twórczość nigdy nie zyskała masowego poklasku.

Autor artykułu w podtytule napisał, za Beefheartem, że jego śpiew to "wycie wilkołaka". I faktycznie na pierwszy rzut oka śpiew Kapitana może sprawiać wrażenie ryczeniu przepitego wódką kolesia.  Faktycznie zaś reprezentował wybitnie indywidualny styl wokalny oparty na sarkazmie i prowadzący od tradycji wokalnej Roberta Johnsona do free rocka. A było to możliwe dzięki jego nieograniczonej wyobraźni i wyjątkowej wielooktawowej skali głosu niedostępnej dla masy innych rockowych śpiewaków. Ten wokal w połączeniu z pozornie grającym chaotycznie, a faktycznie precyzyjnie jak w zegarku zespołem i równie co sam śpiew niecodziennymi solówkami lidera na saksofonie dawało piorunujący efekt. Przeciętni słuchacze odbierali jednak tę muzykę jako objaw szaleństwa, w którym wokalista śpiewa "pijackie" kawałki bez ładu i składu, a każdy z instrumentalistów jego zespołu gra w innej tonacji i metrum przez co muzyka brzmi jak grupa rodem z psychiatryka.

O ile na Zachodzie muzyka Beefhearta była ceniona, choć może nie koniecznie masowo słuchana, to w Polsce praktycznie nie była znana i słuchana. Najbardziej zachwycali się nią krytycy muzyczni, bo obserwując zachodnie periodyki i mają lepszy dostęp do płyt mogli sami ocenić wartość jego muzyki.

Oczywiście obok albumów bardzo genialnych Beefheart nagrywał też płyty wyjątkowo słabe, np. "Unconditionally Guaranteed" (1974), ale działo się tak tylko wtedy, gdy zmuszano go do komercjalizacji i podporządkowaniu się prawom rynku muzyki pop.

Prezentowany tutaj artykuł Michała Golińskiego jest jednym z nielicznych opisów twórczości tego muzyka w okresie PRL. Jak widać z dołączonego tekstu, Autor raczej dość ogólnie opisuje poszczególne płyty Kapitana, bo jak przypuszczam nie miał do nich dostępu, i koncentruje się bardziej na kontekście kulturowym ich powstania niż na ich bezpośredniej analizie. Wszystkie cytaty zamieszczone w tym artykule najpewniej pochodzą z anglojęzycznej prasy. Z powodu braku dojścia do źródeł artykułu nie zaopatrzono go też w reprodukcje fotografii zespołu Beefhearta ani też jego płyt.